Wiekiera Architekci | Architekt Kalisz

Zapiski znad morza

Zapiski znad morza 2

Dojeżdżamy do sanatorium  położonego na środkowym wybrzeżu Bałtyku w jednym z tych małych ni to miasteczek ni to wsi żyjących tylko w sezonie. Podróż z Polski centralnej do „raju” nadmorskiego miała coś z oklepanego powiedzenia Hitchcocka – najpierw trzęsienie ziemi, a potem napięcie powinno rosnąć. Po dość chaotycznym zagospodarowaniu Polski centralnej dojeżdżamy do kurortu, a właściwie jego głównej uliczki. Naszym oczom ukazał się widok jak z tandetnego westernu lub snu szalonego malarza landszaftów.  Budynki posklejane parterowymi tarasami usługowymi, budkami i namiotami, ogrodzone tanimi płotami ze stali, desek i betonu. Kolorystyka całości wzięta z kolornika NCS, podyktowana przez promocję farby w lokalnych hurtowniach. Nawierzchnia ulic, krzywy asfalt obwiedziony królową polskich chodników z kostki betonowej w kolorach wszelakich. O chaotycznej zieleni lub jej braku litościwie nie wspomnę. Pełni „wrażeń” udaliśmy się na spoczynek. Sen miałem niespokojny. Jednak ranek i dzień przyniósł trochę nadziei. Okazało się, że kompleks sanatoryjny projektowany i zbudowany w okresie tzw. słusznie minionym (PRL), to zespół budynków modernistycznych sensownie zaplanowany urbanistycznie, o niedużej 3 kondygnacyjnej skali. Całość założenia ładnie położona przy lesie, posiada ówczesną swobodę w dysponowaniu terenami m.in. na cele rekreacyjne (boiska, place zabaw, zieleń itp.), bez wyciągania kasy z każdego metra kwadratowego. Komunikacja zaprojektowana logicznie, a podział terenu na strefy funkcjonalne czytelny.

Parę słów o budynkach:

Parterowe obiekty korytarzowe  z loggiami zewnętrznymi o prostej formie z rzeźbiarsko potraktowaną architekturą murowanych kominów kotłowni. Dolna loggia wylewana ok. 50 cm nad gruntem sprawia, że te nieco przyciężkawe budynki lewitują nad terenem. Niestety, w niektórych budynkach te podcięcia zamurowano tworząc bezsensowne cokoły. W niektórych obiektach wzięto się z zapałem do niefortunnego docieplania budynków, które straciły przez to w dużej części swoją pierwotną formę. To syndrom „współczesnego”, bezrozumnego i lekceważącego traktowania pewnych wartości w architekturze epok minionych. Pamiętam te dawne państwowe biura projektów, gdzie pracowali, może nie mistrzowie architektury lecz porządni architekci rzemieślnicy i panowały tam proste zasady hierarchii wg wiedzy. Pewnych rzeczy nie wypadało po prostu robić. Prostota i spójność materiałowa brył obiektów wynikała z braku technologii i palety materiałów lecz mimo tych ograniczeń efekty były niezłe.

Moja refleksja jest taka, że mimo postępu technologicznego w budownictwie, myśl architektoniczna i urbanistyczna w Polsce nie cofnęła się (co mogłoby być nawet dobre) lecz zeszła na niepokojący ślepy tor.

 

Zapiski znad morza 1

O autorze

Skomentuj Jeslyn Anuluj pisanie odpowiedzi

*

captcha *